Strona główna » Blog

24-07-2010

Analiza meczu z Interem i Wielki Kociu

3 dni po meczu z Interem Baku i 3 dni przed meczem ze Spartą Praga, mogę bez emocji ocenić ostatni  występ Kolejorza w europejskich pucharach.

Przede wszystkim chcę podkreślić, że jestem bardzo szczęśliwy z awansu i życzę z całego serca – podobnie jak wszyscy kibice - lechitom awansu do Ligi Mistrzów.

Jednak patrząc tak zupełnie na zimno, jeśli nic się nie zmieni w grze, to ze Spartą Praga, która występowała w fazie grupowej Ligi Mistrzów już wielokrotnie, Kolejorz będzie miał ciężką przerpawę. 
 
W środowym meczu raził mnie przede wszystkim brak dynamiki i agresji w grze. Poza początkiem spotkania, większość meczu Lech grał raczej w poprzek boiska… Usprawiedliwieniem takiego faktu mógłby być ciężki okres przygotowawczy oraz wiele kontuzji. Jak zdążyłem się bowiem zorientować przy karnych, Maniek Arboleda i Semir Stilic grali z dolegliwościami, a w pomeczowych wypowiedziach trenera Zielińskiego wyszło, że Wichniar  i Mikołajczak także nie byli w pełni zdrowia.  Jeśli do tego dodamy Tomka Bandrowskiego, to już mamy piątkę zawodników… Nie wiem także, czy trener Zieliński nie ustawił mentalnie drużyny zbyt defensywnie. Pamiętam jak Smuda motywował swoich zawodników tak, że byliby gotowi „zjeść zawodników drużyny przeciwnej żywcem”. Jak mówił komentator, trener Zieliński nawet przed drugą połową dogrywki mówił do zawodników: „Nieźle to wygląda”… Według mnie nie wyglądało to „nieźle”, ale zwycięzców się nie sądzi, a trenerowi trzeba oddać, że nie chował głowy w piasek i jasno powiedział na konferencji po spotkaniu, że „widział co się działo”.
 
Druga sprawa to brak prawdziwego lidera na boisku w tym meczu. Siłą Lecha jest kolektyw, ale mi się wydaje, że w momencie kiedy jest dogrywka i ważą się losy meczu, trener powinien mieć możliwość wprowadzenia zawodnika, który w ciężkiej chwili poderwie zespół do walki i swoim autorytetem da impuls do ataku. Nieskromnie mówiąc, takim zawodnikiem w meczu z Austrią Wiedeń 2 lata temu byłem ja. Był to jeden z tych niewielu momentów, kiedy trener Smuda mi zaufał i się nie zawiódł. Dla jasności, jeden zawodnik nie wygrywa meczu, ale motywuje pozostałych do jeszcze większej walki. Wtedy udało się mi poderwać zespół do walki, a Muraś w 120 minucie strzelił gola na wagę awansu.
 
I wreszcie ostatnia sprawa: zbyt wąska kadra jak na aspiracje do Ligi Mistrzów. Kontuzje i dolegliwości obnażyły problem ławki rezerwowych… Świetnie wszedł do drużyny Jacek Kiełb (wydaje mi się, że Lech będzie miał z tego chłopaka pożytek), ale przecież ściągaliśmy go jako pomocnika, a on z konieczności musiał grać w napadzie… Dobrze, że udało załatwić się formalności z Tshibambą – jest nadzieja na większe możliwości w ataku. Nie wiem jak potoczą się sprawy związane z Rudnevsem… Ale – drodzy działacze Kolejorza – trzeba dalej wzmacniać kadrę, po to, żeby walczyć z sukcesami na wszystkich frontach: w Ekstraklasie, Lidze Mistrzów i Pucharze Polski.
 
Na pewno nie możemy powiedzieć, że mamy wąską ławkę rezerwowych w przypadku bramkarzy. Każdy z nich: Kasprzik, Buric i Kotor, to solidna firma i spokojnie mógłby bronić w Ekstraklasie. Ale ja mam największy szacunek dla tego ostatniego. Krzysiu Kotorowski, Kotor, Kociu… - mój serdeczny kolega, wielokrotnie zsyłany na ławkę rezerwowych, odstawiony od szerokiej kadry rok temu jako „za stary” (?), „nieperspektywiczny”, „ten którego nie można sprzedać” – nie obraził się na nikogo. Miał już gotowy kontrakt w Grecji, ale kiedy zadzwonił jego ukochany klub Lech Poznań, to bez zastanawiania się rzucił możliwość gry na Zachodzie i wrócił na swoją ukochaną Bułgarską i podjął rywalizację. Dzisiaj jest na ustach wszystkich poznaniaków i co by nie powiedzieć, zarobił w środę dla Lecha, co najmniej 3-4 miliony złotych przychodu (wpływy z biletów, reklam, praw transmisyjnych itp.) z dwóch kolejnych pucharowych spotkań. Pewnie paru chłopaków w Polsce chciałoby mieć też koszulki z napisem „Kotor” na plecach… i zapewne Dział Marketingu Lecha od razu wykorzysta tę świetną możliwość promocji swojego bramkarza, a to kolejne kilka złotych.
 
Kociu – nawet jeśli zawalisz jakieś bramki w kolejnych meczach – to się nie przejmuj i rób swoje. Dla mnie, dla wielu Poznaniaków jesteś prawdziwym wojownikiem, a takie wieczory jak ten z Interem Baku, kiedy wyciągasz 3 karne i sam strzelasz decydującą bramkę pamięta się latami. Dziękuję za te emocje i powodzenia w Pradze!

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".