Strona główna » Blog

25-04-2009

Rozmawiałem z Sir Alexem

W kwietniu spędziłem kilka dni w Anglii, urządzając sobie prawdziwy maraton meczowy. 5 dni, 5 spotkań, 4 stadiony i jedno zdjęcie z Waynem Rooney'em. :)

Do Anglii przybyłem w sobotę. Zakotwiczyłem u znajomego z Londynu, Sylwka Jedynaka, na pomoc którego zawsze mogę liczyć. Już po południu byłem na meczu półfinału Pucharu Anglii - Arsenal - Chelsea. Sylwek jest fanem Arsenalu, więc usiadłem wraz z nim wśród kibiców Kanonierów. Ja bardziej sympatyzuję z Chelsea, choć Sylwek namawia mnie, bym zmienił upodobania. Na razie nie dałem się skusić. :)

W niedzielę obejrzałem dwa spotkania. Pierwszym był mecz ligowy Tottenhamu z Newcastle United. White Hart Lane był jednym z nielicznych londyńskich stadionów, których dotąd nie widziałem. Byłem pod wrażeniem tego obiektu, jak i dzielnicy, w którym on się znajduje. Ulice w południe opustoszały - zdaje się, że cała okolica kibicuje Tottenhamowi.

Bilety na mecz kupiłem pod stadionem. Znalazłem się wśród najbardziej zagorzałych fanów Kogutów. Na typowo angielskim stadionie nie było miejsc stojących, ale mimo to ja cały mecz przestałem wraz z żywiołowo reagującymi fanami Tottenhamu. Stewardzi przychodzili i ich uspokajali, lecz bez powodzenia.

Po tym meczu miałem godzinę, by przedostać się na Wembley, gdzie rozegrany został drugi półfinał Pucharu Anglii: Manchester United - Everton. Na to spotkanie bilety dostałem od Tomka Kuszczaka, którego odwiedziłem w luksusowym londyńskim hotelu dzień wcześniej. Co ciekawe, piłkarze "Czerwonych Diabłów" zajmują osobne pokoje podczas takich zgrupowań, czego nie praktykuje się w klubach polskich czy nawet niemieckich.

Na mecz pucharowy spóźniłem się. Próbowałem wszystkiego, by dotrzeć na czas - kawałek przebrnąłem taksówką, kawałek autobusem, wreszcie metrem. Niestety, na nic się to zdało. Wiele jednak nie straciłem - mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a o awansie Evertonu zadecydowała seria rzutów karnych. Radość, jaka nastąpiła po zwycięstwie piłkarzy z Liverpoolu była porównywalna z tą, jaką wspominam z euforii po zdobycia przez Lecha Pucharu Polski.

W poniedziałek miałem dzień odpoczynku. Wraz z Sylwkiem i szwagrem Markiem udaliśmy się w odwiedziny do Tomka Kuszczaka, który załatwił nam wejście na trening Manchesteru. Byłem pod wrażeniem ośrodka "Czerwonych Diabłów" - nowoczesne budynki, sala do ćwiczeń, trzy baseny, kilkanaści boisk treningowych...

Mieliśmy dużo szczęścia, bo treningi Manchesteru są zamknięte i gdyby nie Tomek Kuszczak, my również obeszlibyśmy się smakiem. Co mnie zdziwiło, to forma rozgrzewki piłkarzy - 10 minut jazdy na rowerach stacjonarnych w hali. Potem nastała właściwa część treningu i na koniec krótka gierka. Wtedy dopiero pojawił się Alex Ferguson - popatrzył, porozmawiał z kilkoma piłkarzami indywidualnie, pozował do zdjęć z gośćmi. Mnie pomylił z jednym z trenerów angielskich z niższej ligi - chętnie bym podał się za niego, by dłużej porozmawiać, ale akcent mnie zdradził. :)

Numerem 1 w Manchesterze jest dla mnie Wayne Rooney - "zapieprza" na całej długości i szerokości boiska. Jego też wybrałem do tradycyjnej fotki, a dodatkowo zrobiłem zdjęcia z Andersonem i Van der Saarem.

We wtorek udaliśmy się do Liverpoolu na Anfield Road, gdzie wieczorem rozgrywany był mecz gospodarzy z Arsenalem. Znów znalazłem się wśród kibiców Kanonierów, którzy - trzeba przyznać - śpiewali całe spotkanie i spontanicznie reagowali. Wynik meczu 4:4 mówi sam za siebie. Niesamowite przeżycie.

Wróciliśmy do Londynu i w środę zdążyłem jeszcze udać się na mecz ligowy Chelsea z Evertonem - przedsmak finału Pucharu Anglii. Bramki w spotkaniu nie padły, ale byłem zadowolony - marzeniem moim, a zwłaszcza mojego szwagra było znaleźć się na tym obiekcie.

W dniu meczu z Chelsea spotkałem się na lunchu z ludźmi związanymi z branżą menedżerską. Padło tam kilka propozycji, ale o tym może innym razem...

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".