11-02-2010
"I na dobre, i na złe" - wszystko co wiem o kibicowaniu
(...) W tamtych odległych czasach, 2-3 zomowców (nazwa pochodziła od ZOMO – Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej) potrafiło spacyfikować cały stadion – tak się ludzie ich bali.
W miarę jak w latach 80. dojrzewała jednak wolna Polska, czasy zaczęły się zmieniać. Kiedy na przełomie lat 80. i 90. Lech grał z Szombierkami Bytom jeszcze czuło sie smród komuny. (…)
Nasi kibice wywodzą się z różnych środowisk i warstw społecznych. Są wśród nich robotnicy i uczniowie, sportowcy i biznesmeni, ludzie bogaci i biedni. Kibice to grupa, która nie wspiera naszego Lecha okazjonalnie, albo „od kontraktu do kontraktu”. To najważniejszy – codzienny sponsor zespołu, który zapewniając o swoim przywiązaniu do klubu i jego wartości, sprawia, że sam klub jest bardziej atrakcyjny dla sponsorów. Trudno więc nie napisać także kilku zdań o tych, którzy kupując bilety wstępu na mecze przy Bułgarskiej, nie raz ratowali swój klub od finansowego upadku. (…)
Jestem zawodnikiem, który w pewnym stopniu wywodzi się z ruchu kibicowskiego. Znając sytuację fanów, nigdy ich nie lekceważyłem i nigdy się ich nie wypierałem, nawet jeśli niektórzy z nich schodzili na „niewłaściwą drogę”. Dlatego należy wspomnieć w tej książce kilku z nich, którzy na trwałe wpisali się w historię klubu. Wielu z nich znałem ze wspólnych wyjazdów na mecze „Kolejorza” i mogę powiedzieć, że byliśmy bardzo bliskimi kolegami. A więc po kolei (przepraszam, jeśli kogoś pominąłem)...
„Diabeł” z Kościana to chłopak, którego pamiętam właśnie z lat wspólnego kibicowania. Spotykałem go na wyjazdowych meczach Lecha od 1986 roku, a potem także, kiedy grałem już jako zawodnik w Niemczech. (…)
Nie byliśmy nigdy zadowoleni z faktu, że przeważająca część widowni na stadionie niemal co drugi tydzień popadała w konflikt z prawem. Ale z drugiej jednak strony, nikt inny nie kwapił się wtedy do przychodzenia na odrapane stadiony, gdzie drewaniane ławki pamiętające jeszcze przełom lat 70. i 80. łamały się w momencie, kiedy usiadło na nich kilku kibiców, gdzie o spokojnym obejrzeniu meczu można było co najwyżej pomarzyć. (…)
więcej w książce "Piotr Reiss - spowiedź piłkarza cz. 1"