17-06-2010
Reprezentacja cz.2. "Grałem przeciwko mistrzom świata"
Zgodnie z zapowiedzią, otrzymaliśmy powołanie na mecz z Francją w Paryżu. Było to dla nas duże wyróżnienie, ale i wyzwanie, ponieważ w 2000 roku „Trójkolorowi” byli aktualnym mistrzem świata, a spotkanie odbywało się tuż przed mistrzostwami Europy, do których Francuzi przystępowali jako absolutni faworyci. Zresztą w jej składzie grali wtedy m.in. Zidane, Vieira, Desailly, Trezeguet czy Lizarazu. Wybraliśmy się z Tomkiem do Paryża z Düsseldorfu. Podróż samolotem nie była już dla mnie wtedy oznaką luksusu, lecz normalną w profesjonalnym futbolu rzeczą, która pozwalała zawodnikom oszczędzać czas i unikać niepotrzebnego zmęczenia wielogodzinną podróżą. Tak przynajmniej postępuje się w niemieckiej Bundeslidze. W Paryżu zagrałem w pierwszym składzie, ale najpiękniejsze i najbardziej wzruszające było znowu to, że mogłem słuchać Mazurka Dąbrowskiego, stojąc na murawie stadionu. Na boisku miałem doskonałą sytuację – wychodziłem sam na sam po znakomitym podaniu od bodajże Michała Żewłakowa. Była to świetna okazja do strzelenia gola, ale wybiegający z bramki, żeby skrócić kąt, Fabien Barthez sprawił, że w ostatniej chwili zmieniłem zamiary. Zamiast przyjmować piłkę, chciałem ją lekko trącić w kierunku bramki, a w efekcie nie sięgnąłem futbolówki. Ok. 60 min zostałem ściągnięty z boiska, a w moje miejsce wszedł Paweł Kryszałowicz. Kiedy remis mieliśmy już prawie w zasięgu ręki, krótko przed końcem spotkania jedyną bramkę meczu strzelił będący wtedy u szczytu swojej formy Zinedine Zidane. Najpierw uderzył z wolnego w mur, ale jego poprawka z 18 m była już bezbłędna. Francuzi, którzy trzy miesiące później zostali mistrzami Europy, wygrali z nami 1:0, ale – pomimo porażki – walką w tym spotkaniu ujmy polskiej piłce nie przynieśliśmy. Francuzi przewyższali nas pod wieloma względami, natomiast my mieliśmy w bramce wybornie dysponowanego tego wieczoru Jurka Dudka. Później zagrałem jeszcze w pierwszym składzie w meczu z Węgrami, z którego nie pamiętam nic poza bezbramkowym wynikiem. Bardziej od przebiegu spotkania kojarzę dramatyczną walkę z czasem, jaką stoczył taksówkarz wiozący mnie i Radka Gilewicza z węgierskiego Debreczyna (tam odbył się mecz) do odległego o kilkaset kilometrów lotniska w Wiedniu. Musieliśmy zdążyć na nasz samolot, by wrócić na czas do swoich klubów w Niemczech. Na tym węgierskim epizodzie moja przygoda z reprezentacją się zakończyła i chociaż była krótka, to najważniejsze jest to, że w ogóle miała miejsce. Mam co opowiadać moim dzieciom oraz kibicom, bo przecież naprawdę niewielu polskich zawodników mogło grać przeciwko aktualnym mistrzom świata…
Książka
12-05-2010 Przełomowe lata
30-03-2010 Hat-trick w meczu z Legią
24-03-2010 Pierwszy mecz na Łazienkowskiej
19-03-2010 Szacunek w Chorzowie
23-02-2010 300 osób na trybunach
18-02-2010 Trudne czasy PKP Lech
02-02-2010 Siódmiak i bracia Jureccy
21-01-2010 Marynarki z ratusza