Strona główna » Dla kibiców » Książka

30-11--0001

Przełomowe lata.

Przełom XX i XXI wieku to dla Lecha okres reorganizacji. Trudne czasy nastały w momencie wyjścia ze struktur Polskich Kolei Państwowych. Nowa sytuacja gospodarcza nie sprzyjała rozwojowi sportu. Klubem w latach 1994-98 zarządzał Ryszard Dolata. Jednak pewnego dnia przyjechał do Lecha Andrzej Grajewski. Wszyscy wierzyli w to, że przedsiębiorca zrobi w Poznaniu drugi Widzew lat 90. Mówiło się wtedy, że Grajewski przyprowadzi do Lecha nie tylko swoich zawodników, ale i pieniądze.

Okazało się jednak, że plany te były nierealne, a prezes – zamiast wyprowadzić klub z finansowego dołka – zadłużył go jeszcze bardziej. Już w drzwiach klubu Grajewski zderzył się ze Zbigniewem Drzymałą, do niedawna właścicielem Dyskobolii Grodzisk Wlkp., wówczas kibicem Lecha. Moim zdaniem nie można od tak zmienić sympatii i Drzymale ciężko jest o tym mówić, ale jestem przekonany, że wciąż dopinguje „Kolejorza”. Panowie dogadali się i oboje mieli finansować działalność klubu. Reklama firmy Drzymały Inter Groclin pojawiła się na koszulkach. W ramach współpracy rozegraliśmy nawet dwa „pokazowe” mecze w Grodzisku z Odrą Wodzisław i Ruchem Radzionków. Okazało się jednak, że pieniądze przede wszystkim płynęły od przedsiębiorcy z Grodziska Wlkp., a to jednostronne finansowanie nie było tym czego spodziewał się Drzymała. Do tego doszła niechęć do dzielenia władzy ze strony Romana Jakóbczaka, który pełnił wówczas rolę zbliżoną do menedżera klubu. I tak pierwsze podejście do Lecha Zbigniewa Drzymały okazało się nieudane. Gdy w roku 2000 Lech był już niemal na dnie, działacze klubu starali się nim zainteresować ponownie Zbigniewa Drzymałę. Lech spadał wówczas do drugiej ligi, a ostatni mecz w ekstraklasie rozgrywał właśnie z Dyskobolią Grodzisk Wlkp., sponsorowaną przez firmę Groclin. Gdy dziennikarze sondowali Drzymałę, czy nie zainwestowałby jednak w Lecha, odparł wówczas: „Jest czas pracy i jest czas zemsty. Nie ma mowy o wejściu Groclinu do Lecha”. Drzymałę zraził do „Kolejorza” sposób, w jaki wcześniej potraktowali go Ryszard Dolata i Andrzej Grajewski. Po Grajewskim na krótko do władzy wrócił Ryszard Dolata. W klubie rozpoczął się okres przekształceń, choć rządy kolejnego prezesa, Stanisława Budki, niewiele wniosły do organizacji samego klubu. Znanego piekarza z Lubonia widywałem jeszcze w czasach, gdy Lech miał silną sekcję koszykówki. Był potężnej postury. Gdy kibicował koszykarzom, sadzano go blisko parkietu, rozkładając zawsze dwa drewniane krzesła. Jego sylwetka nieraz była obiektem żartów, ale był to człowiek niezwykle sympatyczny. Prezesem Lecha był jednak krótko. Zarzucano mu nieudolne zarządzanie klubem i pewne nieścisłości finansowe. W rezultacie naraził się nie tylko pracownikom klubu, ale przede wszystkim kibicom. Mimo to pan Budka ma swoje miejsce w historii „Kolejorza”. Po nim prezesem został Radosław Majchrzak, choć kulisy przejęcia władzy nadal budziły pytania i wątpliwości. Radek był człowiekiem młodym, kiedyś zawodnikiem Warty, ale tak naprawdę kibice nie do końca wiedzieli, skąd się wziął. O Radku mówiło się, że „reprezentował miasto”, które chciało mieć swojego człowieka w klubie. Dlatego pod koniec lat 90., przy poparciu wiceprezydenta Poznania, Macieja Frankiewicza, wszedł do zarządu „Kolejorza”. Po krótkim czasie i spadku klubu do drugiej ligi, objął funkcję prezesa WKP Lech Poznań. Nazwisko Majchrzak było znane w Poznaniu również ze względu na tragiczną śmierć brata Radka – Piotra, który w maju 1982 roku został skatowany przez ZOMO za udział w antykomunistycznej demonstracji. Do dzisiaj przy kościele Najświętszego Zbawiciela na ul. Fredry stoi kamień upamiętniający to tragiczne wydarzenie. Wspomniany już ostatni mecz przed spadkiem w 2000 roku Lech rozgrywał na własnym stadionie z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Muszę przyznać, że po raz pierwszy – już jako piłkarz niemieckiego klubu – będąc w dodatku w Poznaniu, nie poszedłem na stadion, pragnąc zaoszczędzić sobie rozczarowania. Choć co nieco wiedziałem o kulisach spadku, nie uniknąłem kilku gorzkich łez, bo dla mnie był to życiowy zawód. Przed powrotem do Niemiec dotarły do mnie pogłoski o dziwnych sprawach, które ponoć działy się w klubie i plotki o sprzedawanych meczach. Dużo się mówiło o pozaboiskowych kulisach spadku do drugiej ligi, co nie zmienia faktu, że kibice byli z klubem do końca, wypełniając stadion po brzegi. Ponieważ byłem wtedy daleko, trudno mi wypowiadać się o tym, co działo się w drużynie, która po 28 latach doprowadziła do spadku z I ligi. Już wtedy budowany od podstaw marketing zapewniał wysoką frekwencję, ale piłkarze zawiedli i można było oszczędzić sobie przeprosin kapitana Przemysława Urbaniaka po ostatnim gwizdku. Dla prawdziwych kibiców był to dramat, który pozostawił zadrę w sercu, bo nie było zaufania tak potrzebnego pomiędzy fanami a drużyną. Zawsze, gdy przypominam sobie tamten okres, rozpiera mnie złość, bo kto wie, jak potoczyłyby się losy Lecha, gdyby nie… no właśnie, gdyby nie co? Jednak na to pytanie mogą odpowiedzieć przede wszystkim zawodnicy i ówczesny zarząd. Jako zawodnik MSV Duisburg w latach 1999-2000 dowiedziałem się, że w Lechu doszło do wielu zmian w zarządzie klubu i o losach klubu zaczęli decydować zupełnie nowi ludzie, inni niż ci, którzy mnie sprzedali za granicę. Prezesem został wspomniany juz Radosław Majchrzak, a wiceprezesem Radosław Sołtys. O zmianach dowiedziałem się od Darka Szymkowiaka, z którym kumplowaliśmy się od czasów wspólnych wyjazdów na mecze Lecha. Klub rozpoczął budować nowy model biznesowy, przede wszystkim we władzach samorządowych dostrzeżono, że „Kolejorz” może być dobrą trampoliną polityczną. Mimo spadku z ekstraklasy, na trybunach zaczęli pojawiać się politycy. Przy klubie utworzono „Lech Business Club” – organizację zrzeszającą przedsiębiorców. Wokół klubu kręcili się najpierw drobni, potem coraz poważniejsi biznesmeni. Wtedy klub stał się jakby platformą biznesową. Jeśli nie można było umówić się z prezydentem w ciągu tygodnia w Urzędzie Miasta, można było go spotkać i porozmawiać z nim co drugi weekend na trybunach stadionu. Wśród osób, które pomagały klubowi, warto wspomnieć Jurka Krężlewskiego, który pracował w Kulczyk Tradex i był z wykształcenia specjalistą w zakresie PR. Zarząd klubu wspierał radą, wprowadzał w biznesowy i polityczny Poznań, udzielał wielu rad: jak mówić, jak siadać, gdzie patrzeć, czy jak się w określonych sytuacjach biznesowych zachowywać.

28-05-2009 Panik

08-05-2009 Piłkarski poker

04-05-2009 Włoska rodzina

30-11--0001 Przełomowe lata.

«  poprzednia 1 2 3 4 5

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".