Strona główna » O mnie » W mediach

28-05-2009

Gdzie te polonezy?

 

27 lat temu Wisła niespodziewanie pokonała Śląsk i odebrała mu mistrzostwo. - Rywale zmotywowali nas okrągłą sumką - zdradza Andrzej Iwan, wtedy napastnik krakowian. W sobotę wrocławianie mogą wziąć rewanż

Pieniądze od Widzewa? Nie wiem, o czym pan mówi - ucina rozmowę o meczu z 1982 roku Zdzisław Kapka, napastnik Wisły.
A sytuacja wyglądała tak: Śląsk podejmował Wisłę (grała o nic), a zwycięstwo dawało mu mistrzostwo. Szansę na tytuł miał też Widzew, który walczył na wyjeździe z Ruchem (chorzowianie grali o utrzymanie). Obaj kandydaci do mistrzostwa motywowali krakowian finansowo. Mówiło się o mniej więcej 0,5 mln zł od Śląska dla Wisły i blisko 600 tys. zł od Widzewa.

Gniew kobiet

Krakowscy piłkarze nie mogli się zdecydować, od kogo przyjąć pieniądze, i w drużynie doszło do rozłamu. - Po sezonie miałem odejść do Widzewa, więc łodzianie poprosili mnie, bym zmobilizował chłopaków. Prezes Sobolewski przekazał nam okrągłą sumkę w dolarach, którą wcześniej dostali od Juventusu Turyn za transfer Zbigniewa Bońka - opowiadał Iwan w Radiu Eska. - Ale część naszej ekipy rozmawiała też ze Śląskiem. To było dwóch, może trzech zawodników. Sprężyliśmy się jednak, a bramkarz Jasiu Adamczyk zagrał mecz życia.

Wisła w 51. minucie strzeliła gola i prowadziła. Pod koniec meczu najlepszy wówczas polski sędzia Alojzy Jarguz przyznał rzut karny dla Śląska. Wrocławianin Tadeusz Pawłowski ponoć wzrokiem porozumiał się z wiślakiem Zdzisławem Kapką, by upewnić się, że umowa obowiązuje.

- Jaka umowa? Wygraliśmy 1:0, bo jak zawsze walczyliśmy o zwycięstwo. Nie wiem, czego Śląsk się po nas spodziewał, ale chyba dobrze, że się staraliśmy? - oburza się Kapka. - Mobilizacja finansowa od Widzewa? Nie wiem, o czym pan mówi.

Inną wersję przedstawia Iwan. Do rzutu karnego podszedł Tadeusz Piotrowski, który chciał się zrehabilitować za niewykorzystaną "jedenastkę" w poprzedniej kolejce ze Stalą Mielec. - Tadek myślał, że sprawy są pozałatwianie. Do Jasia podszedł zawodnik Śląska i powiedział, że Pawłowski zawsze strzela w prawy róg. Powiedziałem Jasiowi, by rzucił się w przeciwny i obronił - zaznacza Iwan.

Wisła wygrała 1:0, a Widzew zremisował z Ruchem 1:1. To drugie spotkanie zaczęło się 10 minut później niż mecz w Łodzi, bo dzięki temu drużyny znały wynik z Wrocławia i mogły zagrać na remis, który ratował chorzowian, a Widzewowi dał tytuł. - Po meczu o mało żony piłkarzy Śląska nas nie rozdrapały, bo wiadomo, co im przeszło koło nosa - wspomina Iwan.

Pytanie o profity

W pamiętnym meczu grał Ryszard Tarasiewicz, obecny trener wrocławian. W Śląsku wystąpił w 336 spotkaniach, zdobył Puchar i Superpuchar Polski. W kolekcji brakuje mu tylko mistrzostwa, które w 1982 roku sprzątnęli mu sprzed nosa krakowianie. Według Tarasiewicza winę za tamtą porażkę ponoszą jednak piłkarze Śląska. - Nie będę mówił, że ktoś go sprzedał, ale wiadomo, o co chodzi. W tamtym meczu nie wszystko było w porządku - opowiada dziś Tarasiewicz. - Nie mam żalu do Wisły, ale do tych ludzi, którzy mieli z naszej porażki profity. Chciałbym ich dziś zapytać, gdzie mają tego poloneza czy jakieś korzyści materialne? Zamiast nich mogli mieć złoty medal i zapisać się w historii Śląska. Ale może jedno mistrzostwo z 1978 roku im wystarczyło? Przeżyłem smutny dzień. Wszystko było przygotowane, a cieszyć się nie było z czego.

Ponoć Wrocław był tak pewny święta, że w drukarni czekały już specjalne znaczki okolicznościowe. W ostatniej chwili trzeba było odwołać fetę. Już nigdy później Śląsk nie był tak blisko zdobycia drugiego mistrzostwa w historii klubu.

Tarasiewicz do dziś nosi zadrę w sercu. - To szalenie ambitny człowiek i ciągle pamięta ten mecz. Choćby z tego powodu w sobotę Wiśle nie odpuści - mówi nam jeden z piłkarzy, który grał w tym okresie co Tarasiewicz.

Wiślacy byli dziećmi

Szkoleniowiec Śląska zapewnia jednak, że pod Wawel nie przyjeżdża po zemstę, ale po zwycięstwo. - Czy popsujemy Wiśle święto? Ja to w ogóle nie lubię fet. Czuję się na nich zażenowany i skrępowany. Ale są gorsze rzeczy niż brak mistrzostwa. Większą krzywdę robiliśmy zespołom, które walczyły o utrzymanie. Wtedy to jest presja i ból. Bo do wygód łatwo się przyzwyczaić, ale do spadku bardzo trudno - podkreśla Tarasiewicz.

Gdy w 1982 roku krakowianie odbierali mistrzostwo Śląskowi, część obecnych piłkarzy Wisły była dziećmi, a części jeszcze nie było na świecie. Arkadiusz Głowacki, kapitan zespołu, miał trzy lata. - Trener Tarasiewicz pewnie wspomina tamto spotkanie, ale w sobotę to nie będzie miało znaczenia. Chcemy osiągnąć cel i wydarzenia sprzed 27 lat na to nie wpłyną - podkreśla Głowacki.

Mecz Wisła - Śląsk w sobotę o godz. 17. Jeśli krakowianie zremisują, zdobędą 12. mistrzostwo Polski. Wrocławianie mają zapewnione szóste miejsce. - Wiem jedno: po meczu ja i moi piłkarze będziemy mieli czyste sumienia. Reszta mnie nie interesuje - kończy Tarasiewicz.

współpraca mk, js

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
 

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".