Strona główna » O mnie » W mediach

07-09-2009

To ja, Reiss, strzelec 108. goli

To był jak na razie największy upadek 2009 roku. On, ikona nie tylko Lecha, ale całej polskiej ligi, król strzelców nagle zostaje zatrzymany przez wrocławską prokuraturę. Media z całej Polski trąbiły, że oto słynny Piotr R. ustawiał mecze. Dziś były kapitan „Kolejorza” wraca do futbolu, w barwach Warty. Co weekend walczy z pierwszoligowymi obrońcami, a każdego dnia toczy bój znacznie ważniejszy - o dobre imię. Czy kiedyś znowu będzie postrzegany jako wiecznie uśmiechnięty, sympatyczny „Rejsik”? Zapraszamy do ciekawego wywiadu.

Fragment wywiadu:
- Z Franciszkiem Smudą współpracowałeś przez trzy lata. Jak go zapamiętasz?
- Jako trener ma coś w sobie, ale dla mnie nie przemawia jako człowiek. Zachowanie, sposób bycia, jego kontaktu z innymi są - w moim odczuciu - fatalne. Myślę, że gdyby Franciszek Smuda „topił się”, to z zeszłorocznego składu Lecha tylko Manuel Arboleda podałby mu bezwarunkowo rękę, bo się ściskali jak ojciec z synem. Może jeszcze „Muraś”... W miarę upływu kontraktu Smudy w Poznaniu, stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste, że reszta zawodników nie była dla niego nawet godnymi partnerami do pracy. Jako lechita żałuję, że przez trzy lata w Kolejorzu nie dał prawdziwej szansy żadnemu młodemu piłkarzowi. Smuda jest przede wszystkim nastawiony na wynik „tu i teraz”. On nie ma czasu na wychowywanie młodzieży. Nie interesuje go długoterminowy rozwój piłkarzy, których ma w klubie. Wystarczy przytoczyć przykład historii z Gordanem Golikiem i Harisem Handziciem. Ileż ci biedni chłopacy naczytali się w prasie i nasłuchali w wywiadach o swoich „drewnianych umiejętnościach”. Nawet jeśli trener Smuda tak myślał, to swoimi wypowiedziami zdemotywował tych chłopaków i zdeprecjonował pracę skautów Lecha.

- To czemu Lech nie został na wiosnę mistrzem Polski?
- Trener Smuda mówił, że zabrakło mu wartościowych zmienników na ławce. Mi się wydaje, że zabrakło przede wszystkim zespołu. Nie było nikogo kto byłby w stanie poderwać tę ekipę od wewnątrz. Gdyby relacja między zespołem i trenerem była lepsza, Lecha nie zatrzymałby nikt. Nie było mnie w środku w końcówce sezonu, ale z moich informacji wynika, że Smudzie „rozlazła” się właśnie szatnia. Zrobił się straszny bałagan i niewiele brakowało, a doszłoby w niej do rękoczynów. Niech zabrzmi to nawet arogancko, ale twierdzę, że gdybym ja tam wtedy był, to Lech zostałby mistrzem Polski. Gdyby Bartek Bosacki został wybrany wtedy kapitanem, też mielibyśmy „majstra” w kieszeni. O tym jestem przekonany. Mam nadzieję, że Bartek w tym sezonie zrobi w zespole porządek. Chyba, że szybko przejdzie do zagranicznego klubu... Ale teraz nie ma co już gdybać, co by było, gdyby w szatni był Reiss. Może kolejna runda Pucharu UEFA, mistrzostwo Polski?

Więcej w "Magazynie Futbol"

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".