Strona główna » O mnie » W mediach

27-09-2009

Z Piotrem Reissem, o jego książce, rozmawia Maciej Lehmann

Na początku października ukaże się Pana książka ,,Piotr Reiss - spowiedź piłkarza cz.1". Kiedy powstał pomysł jej napisania?

Pomimo dopiero 37 lat na karku, sporo w swoim życiu i podczas piłkarskiej kariery przeżyłem. Wraz ze mną wychowało się całe pokolenie kibiców i sympatyków Lecha Poznań. Wydaje mi się, że nie tylko młodzi chłopcy, ale też ich ojcowie, marzący o karierze sportowej swoich dzieci, chcieliby przeczytać, dlaczego akurat udało się Piotrowi Reissowi. Grałem przecież w jednym z najlepszych polskich zespołów ostatniego dwudziestolecia: KKS Lech Poznań, grałem w reprezentacji Polski i w Bundeslidze.

Z takim bagażem doświadczeń od dawna nosiłem się z napisaniem książki, lecz czekałem na moment, gdy będę miał więcej czasu. Nie wiedziałem, że ten czas dostanę w tak niechciany sposób. Moje zatrzymanie w lutym, wejście przy blasku fleszy i kamer do prokuratury, postawienie zarzutów korupcyjnych, a potem praktycznie brak możliwości kontaktu z kibicami za pośrednictwem kanałów komunikacji Lecha - to wszystko spowodowało, iż doszedłem do wniosku, że ludzie muszą wreszcie usłyszeć bezpośrednio ode mnie, jaki jest Piotr Reiss.

Mam też nadzieję, że dzięki mojej książce ludzie nie tylko przyjemnie spędzą czas, czytając ciekawą lekturę, ale także wielu młodych chłopaków oderwie się od komputerów i zacznie biegać - tak jak moi rówieśnicy 20-30 lat temu - na boisku za futbolówką. Wreszcie, jak obiecałem 12 sierpnia na swojej stronie internetowej w blogu poświęconym sprawie słynnego już medalu za zdobycie III miejsca w sezonie 2008/2009, część przychodów z mojej autobiografii przeznaczę na wsparcie akcji charytatywnej.

W przedmowie do swojej książki napisał Pan, że nie ustrzegł się błędów. Co to oznacza?

Miałem na myśli wyłącznie język i styl, jakim książkę napisałem. W większości stworzyłem ją bowiem sam. Są w niej nie tylko moje emocje, ale też mój język, często prosty, nieskomplikowany. Mogą zdarzyć się lapsusy gramatyczne, błędy językowe, ale Ci, którzy znają "Rejsika", wiedzą, że nie jestem powieściopisarzem, lecz przede wszystkim piłkarzem. Moja książka jest bardzo osobista i naturalna. Jeśli natomiast chodzi o błędy życiowe, to po latach mam do siebie przede wszystkim pretensje o to, że nie skoncentrowałem się na grze w Bundeslidze, tylko cały czas myślałem, jak wrócić do Poznania. Może w przyszłości, dla jakiegoś młodego chłopaka, który będzie miał szansę zrobić karierę, będzie to wskazówka, że trzeba postępować inaczej.

Czy są też w tej książce wątki sensacyjne, historie znane z "Piłkarskiego pokera"? Czytelnicy uwielbiają skandale i kryminały.

Trudno mi ocenić, które wątki opisane w książce czytelnicy potraktują jako skandal. Kryminałów nie czytam, więc też nie wiem, czy moja książka zawiera wątki z tego gatunku literackiego. Jednakże kilka bardzo interesujących wydarzeń nieznanych szerokiej publiczności znalazło się w mojej autobiografii. Pewnie niektórzy ocenią je jako przysłowiowy skandal. A wątek mojego zatrzymania we Wrocławiu będzie chyba jednym z najbardziej pamiętanych rozdziałów. Niektórzy uważają, że to będzie wręcz hit czytelniczy. Dla tych, którym będzie wciąż mało, gwarantuję, że w drugiej części mojej autobiografii opiszę równie interesujące wydarzenia.

Czy teraz jest odpowiedni moment na taką biografię? O piłkarzach mówi się, że są największym złem polskiego sportu - piją, sprzedają mecze, zarabiają miliony, a fundują nam klęskę za klęską. Na topie są siatkarze, lekkoatleci, którzy ciężko pracują na sukcesy. A piłka choruje od lat i ma fatalną opinię.

Piłka nożna jest nadal najbardziej medialnym sportem i najbardziej lubianym przez kibiców. Zainteresowanie jest ogromne, mimo braku sukcesów. Dwa lata temu jeszcze kochaliśmy naszą reprezentację i Leo Beenhakkera, teraz wszyscy wieszają na niej psy. Lecz taki jest sport - raz jesteś na szczycie, raz na dnie. Siatkarze odnieśli sukces i chwała im za to. Jednakże niedawno przechodzili kryzys i wtedy wiele osób krytykowało ustępującego Raula Lozano i jego ekipę. Jak idzie dobrze, to nikt nikomu nie zagląda do portfela. Jak powinie się komuś noga, to wtedy zaczyna się wypominanie niebotycznych zarobków, supersamochodów sportowców. Wróćmy jednak do tego, co się dzieje wokół piłki, bo rzeczywiście coraz trudniej o optymizm. W tej chwili wygląda na to, że nasza reprezentacja, będąca - oprócz klubów próbujących szczęścia w europejskich pucharach - wizytówką polskiej piłki nożnej, nie zmierza we właściwym kierunku. A przecież za niespełna 3 lata mamy być gospodarzami Euro. Chyba nie chcemy powtórki z Euro 2008, gdzie ani Szwajcaria, ani Austria nie wyszły z grupy. To byłaby tragedia dla rzeszy kibiców w całej Polsce. Jeśli mamy osiągnąć sukces, jeśli chcemy, żeby mistrzostwa były świętem wszystkich Polaków, to ludzie działający wokół piłki muszą zadbać nie tylko o poprawę jej wizerunku, ale także o sukcesy sportowe. Musimy chcieć naprawy tego, co jest złe i dotyczy to nie tylko piłkarzy, kibiców, ale też osób zarządzających naszym futbolem i dziennikarzy. Na razie wydaje mi się, że zbyt często każdy ciągnie wózek w swoją stronę i wygląda to tak jak wygląda.

Jaki jest Pana ulubiony rozdział w tej książce?

Z wielkim sentymentem wracam do historii, które zdarzyły się kilkanaście lat temu. Wiele satysfakcji miałem, opowiadając o jednym z największych sukcesów Lecha, w którym miałem swój bezpośredni udział: Pucharze Polski z 2004 roku. Feta na Starym Rynku i towarzyszące jej uczucie dumy bycia Poznaniakiem i Lechitą - tego nie zapomnę do końca życia. Powiem jednak banalnie - lubię całą tę książkę. Nawet nie marzyłem, że zostanę zawodowym piłkarzem, a jednak udało mi się najpierw dostać do ukochanego Kolejorza, a potem wystąpić w niebiesko-białych barwach 399 razy. Czasami śni mi się mecz nr 400..

źródło: www.glos.com

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".