28-05-2013
Alfabet Piotr Reissa cz. I
Losu nie można zaprogramować: poukładać ważnych zdarzeń, przeżyć, ludzi, ocen i faktów w sztywno ustalonej kolejności - jak w alfabecie. Na papierze jednak jest to możliwe. Zapraszam więc do lektury.
A – jak Adrian i Anika, czyli moje ukochane dzieci. Najważniejsze dla mnie jest ich szczęście, zdrowie i spokojna przyszłość. Być może syn pójdzie w moje ślady, ale nie za wszelką cenę. Córce wróżę karierę tancerki, bo dryg do tego ma niemały;
Akademia Reissa - szkółka piłkarska, moje oczko w głowie. Od zawsze moim marzeniem było szkolić dzieci i przekazywać im swoją wiedzę i doświadczenie; Obecnie Akademia jest jedną z największych szkółek w Europie Środowo-Wschodniej - to ponad pięćdziesiąt lokalizacji w całej Wielkopolsce, a w 1200 treningach w miesiącu bierze udział niemal 2500 zawodników;
angielska liga – moja ulubiona. Przemawia za nią tradycja, atrakcyjność i zainteresowanie futbolem. Chociaż nie udało mi się zagrać w Premier League, to wielokrotnie na jej meczach bywałem. Imponują mi tamtejsze stadiony i meczowe oprawy, także kibice i poziom rozgrywek. W kwietniu 2009 podczas pięciodniowego pobytu obejrzałem pięć spotkań z udziałem najlepszych: Chelsea Londyn, Liverpool FC, Manchester United, Arsenal Londyn, FC Everton i Tottenham Hotspur:
Athletic Bilbao – pierwszy rywal mojego Kolejorza w Pucharze Mistrzów; byłem 14 września 1983 r. na Bułgarskiej, gdy Lech zwyciężał Basków 2:0. W rewanżu na San Mames - było już gorzej;
autorytet – słowo często dziś nadużywane. Dla mnie na pewno był nim papież Jan Paweł II; cały czas wzoruję się też na swoich rodzicach;
B – jak Babcia Rózia. Mój życiowy anioł i opiekun, to ona zajmowała się mną, gdy rodzice byli w pracy, ona kupiła mi pierwsze piłkarskie buty i na drutach „udziergała” mój pierwszy niebiesko-biały szalik. Mieszkała z nami do końca swych dni;
Barcelona – słynny hiszpański klub, z którym Lech stoczył pasjonujące mecze jesienią 1988 w PEZP. Siedziałem wówczas na sektorze 12, żyłem przez 120 minut nadzieją na awans i pokonaniem światowego giganta. Płakałem po przegranych rzutach karnych, jak niemal każdy widz tego dnia na Bułgarskiej;
Barczak Hieronim – jedna z legend Kolejorza, długoletni jego kapitan i znakomity obrońca. Po latach w sezonie 1990/91 był moim opiekunem w rezerwach Lecha. Rekordzista Kolejorza w liczbie ligowych występów;
barwy klubowe – niebiesko-białe Kolejorza, identyczne miały Hertha Berlin i MSV Duisburg. Kotwica Kórnik i SpVgg Greuther Fürth zielono-białe, a Amica zupełnie inne. Czy kogoś dziwi, że niebieski jest moim ulubionym kolorem?
Bereszyński Przemek – najlepszy przyjaciel z boiska. Do dziś możemy na siebie liczyć. Nie raz bardzo mi pomógł, tego się nie zapomina. Cieszę się, że dziś trenuje młodzież w Kolejarzu;
Białas Edmund – postać dla mnie niezapomniana. Mój pierwszy trener i wielki piłkarski autorytet. Wiedziałem jak znakomitym był przed laty piłkarzem Kolejorza, że poświecił właśnie jemu całe swoje życie. Jako trener był przede wszystkim świetnym praktykiem i zawsze demonstrował najmłodszym adeptom swoje piłkarskie rzemiosło. Zapamiętałem go jako wspaniałego człowieka i pedagoga;
Borussia Mönchengladbach – moje pierwsze zetknięcie z Bundesligą. Wówczas - rywal Lecha w Pucharze UEFA. Kibicowałem Kolejorzowi już na dobre. Po sensacyjnym remisie na wyjeździe, liczyłem na niespodziankę i awans. Niestety, tak jak wszystkich kibiców załamała mnie samobójcza bramka. Stracone złudzenia;
bramki - esencja futbolu. Ważne, gdy się je zdobywa, nieważne - jakiej urody. Zdobyłem ich wiele, głównie nogą z akcji, ale też po uderzeniu głową, po rzutach wolnych i karnych. Dla Kolejorza było ich 136, w tym 109 w ekstraklasie, 4 w II lidze, 20 w Pucharze Polski, 2 w Pucharze Ekstraklasy i 1 w Pucharze UEFA. Chciałbym kiedyś po swoim celnym trafieniu usłyszeć jeszcze południowoamerykańskie: Goooooooooooooolllllllllll!!!!!!!
Bułgarska – mój drugi dom. To tu w Lasku Marcelińskim, gdy stadion był dopiero w planach kopałem już piłkę i rozegrałem niejeden młodzieńczy mecz, z uwagą obserwowany przez mojego ojca. Na moich oczach wybudowano obiekt, dziś od kilku lat modernizowany. Szkoda, że nigdy na nim nie zagrałem w reprezentacji kraju. Innych, ważnych meczów na Bułgarskiej rozegrałem naprawdę sporo;
Bundesliga – debiutowałem w niej w barwach Herthy Berlin 11 grudnia 1998. Strzelonym golem przyczyniłem się do wyjazdowej wygranej 4:0 nad HSV Hamburg. Grałem też w MSV Duisburg i w drugoligowym SpVgg Greuther Fürth.
C – jak charytatywne akcje, to dla mnie naturalne, że trzeba pomagać słabszym, biedniejszym, pokrzywdzonym przez los. To wielka sprawa uczestniczyć w radości, jaką na co dzień małym podopiecznym sprawia Fundacja „Mam Marzenie”;
Chazar Lenkoran - azerski klub, któremu strzeliłem swą jedyną bramkę dla Kolejorza w europejskich pucharach. Wszedłem w 74 min za Hernana Rengifo i dziesięć minut później ustaliłem wynik spotkania na 4:1. Gola zdobyłem także w Hercie w wygranym 3:1 na Stadionie Olimpijskim meczu z Amicą Wronki, też w Pucharze UEFA;
Chelsea Londyn – klub, którego stadion Stamford Bridge odwiedziłem jako pierwszy. Można zazdrościć takich wspaniałych obiektów, a londyńskiemu klubowi piłkarzy, jacy grają w jego składzie;
chusteczki - specyficzny rekwizyt kibicowski, za pomocą, którego pożegnano po przegranym z Dyskobolią meczu trenera Libora Palę. Zapewniam jednak, iż w Poznaniu nikt za nim nie płakał;
Cracovia – wielce zasłużony dla polskiej piłki klub, jedyny - obok Szczakowianki Jaworzno, Siarki Tarnobrzeg, Hutnika Kraków, Jagiellonii Białystok i Piasta Gliwice - pierwszoligowiec, przeciwko któremu grałem i nie dałem rady strzelić gola.
Cruyff Johan – wielki piłkarz i wielki trener, który był już w drodze do naszego „słynnego” tunelu prowadzącego do szatni, pogodzony z sensacyjną porażką swojej Barcelony z Lechem. Na jego szczęście ostatni strzał lechity trafił w poprzeczkę, ratując mu posadę i przywracając naturalny kolor skóry. Mam nadzieję, że „boski Johan” na zawsze zapamiętał słowo LECH;
czerwona kartka - tej kary nigdy nie doświadczyłem, bo nie byłem boiskowym brutalem. Za faule na mnie kilku graczy wyleciało jednak z boiska;
D – jak debiuty, czyli moja specjalność: debiuty jak marzenie. Niemal zawsze zdobywałem gole w swym pierwszym spotkaniu. Tak było w trampkarzach w zwycięskim 1:0 z Piastem Kobylnica, w debiucie z Lechem w ekstraklasie, w Pucharze Polski i nawet w II lidze. W debiucie w reprezentacji i w Hercie Berlin, również w pierwszym swym występie w europejskich pucharach przeciwko Amice Wronki;
Dembina - czyli Jacek Dembiński, znakomity kolega i piłkarz. Zawsze zachowuje spokój i trudno go wyprowadzić z równowagi. Dziś gra w oldbojach Lecha. Szkoda, że tak nijako pożegnano go w Kolejorzu. Mam nadzieję, że nie będzie to swoistą regułą?
Dębiec - legendarna dzielnica Poznania, miejsce narodzin Lecha i siedziba stadionu, na którym zacząłem kibicować ukochanemu klubowi i grałem jako junior. Wspomnień czar...
dom rodzinny - to ważne miejsce dla każdego człowieka. Ja miałem go najpierw na Rycerskiej, gdzie zawsze panowała wspaniała atmosfera, radość, serdeczność i bliskość. Dziś moją oazą spokoju jest dom pod Poznaniem, gdzie spełniają się moje marzenia, gdzie mogę przekazywać dzieciom wartości otrzymane od moich rodziców;
dramat - na Bułgarskiej z happy endem, czyli mecz Lecha z Austrią Wiedeń w Pucharze UEFA. Wchodziłem na boisko w 84 min przy remisie 1:1, a skończyło się na wygranej po dogrywce 4:2 i awansie do fazy grupowej, co przed nami uczyniły tylko Amica i Wisła Kraków. Chwalono mnie za tę zmianę, a ja cieszyłem się, że udało mi się poderwać kolegów do zwycięstwa;
druga liga - zagrałem w tej klasie rozgrywkowej tylko dla Lecha w 13 spotkaniach i kończąc swoją niemiecką przygodę - 9 razy w barwach SpVgg Greuther Fürth. Wcześniej awansowałem do II ligi z Kotwicą Kórnik, która z przyczyn finansowych ostatecznie nie wystartowała w niej oraz z Amicą Wronki, ale w tym wypadku - na szczęście - wróciłem już do Kolejarza;