Strona główna » O mnie » W mediach

16-04-2012

Piotr Reiss dla Czasu Futbolu: Prawdziwym wyzwaniem jest zapełnić stadion

 – Po fuzji Lecha z Amiką klub się zmienił. Zaczął być lepszy pod względem organizacyjnym i finansowym, ale zatraciła się gdzieś ta fajna atmosfera Lecha Poznań, starego zasłużonego klubu – mówi w ekskluzywnym wywiadzie dla Czasu Futbolu Piotr Reiss, legenda Lecha, a obecnie piłkarz innego poznańskiego klubu – Warty.

Maciej Rodacki: Na początku tego roku w mediach pojawiły się pogłoski, że może Pan zostać dyrektorem sportowym Lecha…

Piotr Reiss: - To tylko media podawały taką informację, a ja niczego takiego nie mówiłem. Trudno mi powiedzieć co będzie działo się w przyszłości. Na dzień dzisiejszy jestem piłkarzem Warty Poznań i do końca czerwca wiąże mnie kontrakt z tym klubem. Staram się jednak przygotowywać do zakończenia kariery, bo przecież wieku nie da się oszukać. Zdobyłem uprawnienia trenerskie, założyłem szkółkę piłkarską. Natomiast za Lechem a zwłaszcza kibicami bardzo tęsknię, ten klub zawsze był dla mnie najważniejszy.

Wyobraźmy sobie, że został Pan osobą odpowiedzialną za transfery w Lechu. Jaki kierunek, by Pan obrał? Czy byłaby to taka droga jak np. u Jacka Bednarza w Wiśle Kraków, który mówi że skończył się w tym klubie czas obcokrajowców i nadszedł czas młodych Polaków?

- Zawsze możemy pogdybać. Do tej roli na pewno bym się nadawał. Jak patrzę co wyczyniają niektórzy menedżerowie w Polsce to współczuję właścicielom klubów, którzy wydają aż takie pieniądze na prowizje. Myślę, że bardzo ważne jest to, aby najpierw poznać strategię działania klubu na najbliższe lata. Gdybym wiedział w jakim kierunku pójdzie Lech oraz jakim będzie dysponował budżetem, to mógłbym pewne rzeczy założyć. Wtedy łatwiej byłoby mi podjąć decyzję czy opierać drużynę na wychowankach i utalentowanych zawodnikach, na których można zyskać coś w dalszej perspektywie. Zależałoby mi na dobrym wyniku sportowym, a myślę, że można go osiągnąć nie kupując drogich piłkarzy. Choć na pewno drużyna zbudowana głównie z młodzieży potrzebowałaby trochę więcej czasu, by osiągnąć zadowalający rezultat. Natomiast najgorsze jest podejmowanie decyzji ad hoc, będąc często pod presją mediów, kibiców czy menedżera. Przecież kibice muszą zdawać sobie sprawę, że w mediach często toczy się gra menedżera z klubem. Przecież mamy już przykłady, że niby jakiś klub zachodni interesuje się danym zawodnikiem, po czym okazywało się że to jest kłamstwo. Prezesi nie mają zaufania ani do zawodników, ani do menedżerów a co gorsza również do swoich dyrektorów sportowych. To chciałbym zmienić, jeśli będzie mi dane odpowiadać za transfery, aby klub miał zaufanego partnera który będzie weryfikować przydatność danego zawodnika do drużyny. Zawsze się zastanawiam dlaczego zawodnika aż tak izoluje się od rozmów klubu z jego menedżerem….

W ekstraklasie występował Pan tylko w barwach Lecha Poznań. Dzisiaj w polskiej piłce brakuje już takich ikon klubowych – zawodników związanych z tylko jedną drużyną. Zanika kompletnie przywiązanie do barw klubowych. Jak Pan zapatruje się na te zmiany we współczesnym futbolu?

- Czy jestem ikoną? O tym decydując kibice. Na pewno jestem zawodnikiem silnie emocjonalnie związany z Kolejorzem od dziecka. Tak jak w każdej dziedzinie życia – i w piłce nożnej następują zmiany. Kiedyś ludzie wiedzieli, że Deyna to Legia, a Lubański to Górnik Zabrze. Dzisiaj patrząc na mecze ekstraklasy raczej trudno powiedzieć, który zawodnik jest wychowankiem danego klubu. Mnie udało się całą moją przygodę z piłką oprzeć o jedną drużynę. Jestem z tego zadowolony, a nawet dumny, bo był to klub, któremu kibicowałem od dziecka. Trzeba przyznać, że grałem też trochę w innych czasach. Wtedy nie było tylu menadżerów i nie dochodziło do tylu transferów co teraz. Obecnie jak piłkarz gra około pięciu lat w jednym klubie, to już jest to bardzo długi czas. Pogoń za pieniądzem kreuje taką tendencję, że transfery w dzisiejszym futbolu muszą się po prostu odbywać.

A gdy widzi Pan np. Patryka Małeckiego, który prowadzi doping na stadionie Wisły, to co Pan sobie myśli? Odpowiada Panu taki sposób identyfikowania się z klubem?

- Do pewnego stopnia tak. Ja sam zanim zostałem piłkarzem Lecha, to byłem kibicem tego klubu i też często siedziałem w tzw. młynie. Ale wiadomo, że w pewnym momencie rola musi się trochę zmienić, bo piłkarze są zawodowcami, często osobami z pierwszych stron gazet czy nawet celebrytami. Dlatego muszą tę swoją rolę jakoś rozsądnie wypośrodkować. Jeśli ktoś gra już na poziomie ekstraklasy, to zobowiązany jest do przestrzegania pewnych zasad zachowania, bo przecież reprezentuje historyczną markę, a nie tylko siebie. Prowadzenie dopingu? Tak naprawdę to jest indywidualna sprawa każdego zawodnika. Ja wiem, że w Lechu są od tego wybrani i przygotowani kibice i to jest ich rola.

Czy jest w obecnym Lechu Poznań taki zawodnik, który mógłby być Pana godnym następcą – jako lider drużyny i osoba ciesząca się szacunkiem kibiców?

- Trudno mi powiedzieć… Cały czas szukam takiego zawodnika. Myślałem, że taką osobą będzie Robert Lewandowski, ale patrząc na to w jakim tempie się rozwijał raczej wiadomo było, że szybko wyjedzie zagranicę. Dziś trudno szukać takiego piłkarza, który byłby tak związany z Lechem. Może Rafał Murawski, który chyba najdłużej gra w Poznaniu. Gdy przyglądam się młodszym zawodnikom, to też jeszcze takiego nie widzę, aczkolwiek mam kilku na oku. Boję się jednak, że siła pieniądza wygrywa z przywiązaniem i innymi wartościami.

Lech ma szczęście do napastników – Pana miejsce w ataku zajął Robert Lewandowski, a teraz sporo goli zdobywa Artjom Rudniew. Jak Pan ocenia umiejętności swoich następców?

- Cieszę się, że skutecznie mnie zastępują i strzelają taką ilość goli. Niedawno Lewandowski został królem strzelców, a teraz pewnie zostanie nim Rudniew. Wypada się tylko cieszyć, że w ostatnich latach prym w zdobywaniu bramek wiodą zawodnicy Lecha Poznań.

A co może powiedzieć Pan o obecnym trenerze Lecha – Mariuszu Rumaku – to właściwa osoba na właściwym miejscu?

- Na pewno ten trener jest przygotowany merytorycznie do swojego zawodu i wie o co w tym wszystkim chodzi. Brakuje mu tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze – nie ma jeszcze wyrobionego nazwiska, a po drugie – nie ma jeszcze takiego doświadczenia w prowadzeniu zespołów seniorskich czy także kontaktach z mediami. Przykład Lecha pokazuje jednak, że warto stawiać na młodych ludzi i warto dawać szanse osobom, które nie są znane na rynku, ale posiadają odpowiednie przygotowanie merytoryczne. Kibice chcieli bardzo Michała Probierza, ale ostatecznie zdecydowano się postawić na Rumaka. Czas pokazuje, że trener Lecha ma teraz znacznie większą zdobycz punktową niż Probierz z Wisłą, a oba te zespoły prezentują zbliżone umiejętności. Myślę, że to był dobry wybór. Zobaczymy jak trenerowi Rumakowi będzie się wiodło w kolejnych dniach, miesiącach, a może nawet latach…

Pana zdaniem poziom polskiej ligi obniża się, podnosi czy od kilku lat jesteśmy w tym samym miejscu?

- Przede wszystkim zmienia się infrastruktura – stadiony są coraz piękniejsze. Poziom sportowy też chyba się podnosi. Chociaż czasem przeraża mnie to, że na boisku jest dużo więcej gry siłowej niż technicznej. Mimo wszystko ostatnie lata pokazują, że jesteśmy coraz bliżej tego, by godnie rywalizować z innymi europejskimi drużynami w pucharach. Nasze zespoły dochodzą do etapu rozgrywanego już po przerwie zimowej, a to pokazuje, że jest coraz lepiej. Nie możemy się jednak tym zachłysnąć. Musimy walczyć o to, by z każdym kolejnym rokiem zachodzić w europejskich pucharach jeszcze dalej. Nie ma też co ukrywać, że niektórych meczów nie da się oglądać i wówczas trudno się dziwić kibicom, że nie chodzą na mecze, skoro zawodnicy nawet nie podejmują walki.

Otworzył Pan akademię dla młodych adeptów piłki nożnej. Może Pan powiedzieć coś więcej o tej inicjatywie?

- Akademia jest takim moim oczkiem w głowie. Chciałbym na nią przenieść całe swoje doświadczenie, które nabyłem przez lata gry w piłkę. Chcemy dać szansę wszystkim dzieciom, zarówno tym z dużego miasta jakim jest Poznań, jak i tym z mniejszych miasteczek. Mamy swoją ligę, więc nie musimy uczestniczyć w lidze okręgowego związku piłki nożnej. To też pozwala naszym trenerom patrzeć przede wszystkim na umiejętności poszczególnych zawodników, a nie tylko na wyniki. Co najważniejsze u nas wszyscy grają. Dla nas nie ma znaczenia, czy wygra akademia z jednego miejsca czy drugiego. Obserwujemy młodych piłkarzy i ich postępy. Chciałbym, aby w przyszłości akademia doczekała się reprezentanta Polski.

Nie tak dawno na łamach „Przeglądu Sportowego” ukazała się kontrowersyjną wypowiedź Macieja Żurawskiego o Lechu Poznań. Były piłkarz Wisły mówił m.in.: „Obecny klub to nie jest już ten prawdziwy Lech, nie ma już tej fantastycznej otoczki i atmosfery. (…) Dawniej nie było żadnej sztuczności, wszystko było naturalne i swojskie. Nie chcę porównywać obecnego klubu z dawnym, ale dociera do mnie, co mówią ludzie. Że „Kolejorza” nazywają Amiką, że zarząd jest z Wronek, że Lech jest tylko z nazwy.” Co Pan na to?

- Nie chciałbym komentować tej wypowiedzi. Klub tworzą kibice do których ja się zaliczam i jeśli krytykuję klub to dlatego, że nie podobają mi się pewnie działania zarządzających. Rzeczywiście po fuzji Lecha z Amiką klub się zmienił. Zaczął być lepszy pod względem organizacyjnym i finansowym, ale zatracił gdzieś swoją tożsamość, tą fajną atmosferę Lecha Poznań, starego zasłużonego klubu. Nie jest problemem kierować klubem jak jest dobrze, a może nawet bardzo dobrze. Prawdziwym wyzwaniem jest to w jaki sposób zapełnić stadion w trudnych momentach i nie tracić kibiców. Zawsze Lech to była jedna wielka rodzina i tego rzeczywiście trochę mi brakuje. Nowi działacze starali się wprowadzić taki system działań korporacyjnych, jak w fabryce, a myślę, że klub sportowy nie jest do tego aż tak odpowiednim miejscem. Każdemu wynikowi powinna towarzyszyć dobra atmosfera w klubie. Być może w tych trudnych czasach była ona cieplejsza między piłkarzami, kibicami i zarządem. Dzisiaj różnie to wygląda. Lech to jednak na pewno wielka historia i mam nadzieję, że będzie ona w dalszym ciągu kontynuowana, a zmiany na kluczowych stanowiskach dowodzą, że Pan Jacek Rutkowski również coś zauważył…

Podobno w wieku 15 lat uciekł Pan z domu na mecz Lecha z Ostrovią w Pucharze Polski…

- Tak jak już wspomniałem – ja również potrafiłem kibicować drużynie „Kolejorza” z tzw. młyna i uczestniczyłem również w meczach wyjazdowych. Akurat Puchar Polski rozgrywany był w środku tygodnia, a na stadionach nie było jupiterów. Spotkanie odbyło się w ciągu dnia, więc trzeba było decydować: szkoła czy mecz. Pojechałem wtedy za Lechem. To była moja decyzja… Być może nie do końca odpowiedzialna, ale gdy jest się prawdziwym kibicem, to czasem takie decyzje się podejmuje, choć oczywiście nie zachęcam do tego żadnego ucznia.

Na Pana stronie internetowej znalazłem informację, że rozpoczął się już proces w sprawie afery korupcyjnej. Napisał Pan taką ciekawą rzecz, że w Pana życiu problemy Lecha zawsze jakoś przeplatały się z Pana osobistymi problemami – i że teraz sytuacja znowu się powtarza. Kończąc już ten wywiad spytam, więc czy Piotr Reiss i Lech Poznań wyjdą razem ze swoich opresji?

- Na pewno tak będzie! Lech Poznań jest klubem walczącym. Ja również jestem osobą, która walczy do samego końca i nigdy się nie poddaje. Z Kolejorzem byłem na dobre i na złe. Jestem przekonany, że wyjdziemy ze swoich opresji i mam nadzieję, że stanie się to w jak najszybszym czasie.

Rozmawiał Maciej Rodacki

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".