Strona główna » Blog

26-11-2009

Pełna wersja wywiadu z Przeglądu Sportowego

Dzisiaj w Przeglądzie Sportowym ukazał się całostronicowy wywiad, którego udzieliłem kilka dni temu. Pomimo mojej autoryzacji wywiadu jako całości, niestety został on okrojony z kilku ważnych zdań. Jak mnie poinformowano, decydowały względy edycyjne, aby wywiad zmieścił się na jednej stronie. Chociaż rozumiem postępowanie wydawcy, to nie mogę zgodzić się na pomijanie ważnych - wg mnie - fragmentów moich wypowiedzi.

Dlatego zdecydowałem się opublikować wywiad poniżej dokładnie w takiej wersji jaką autoryzowałem do druku.

Życzę przyjemnej lektury.

PRZEGLĄD SPORTOWY: Od dnia, w którym został pan zatrzymany przez policję i przewieziony do Wrocławia minęło już prawie 10 miesięcy. Dzisiaj podobno ma pan dystans nie tylko do życia, ale głównie do siebie?

PIOTR REISS (były wieloletni napastnik Lecha Poznań, zdaniem prokuratury wrocławskiej zamieszany w korupcję, od lipca tego roku zawodnik I-ligowej Warty Poznań):

Ten dystans wynika ze świadomości, że nie warto snuć długofalowych planów, bo życie może je brutalnie zweryfikować. Dziesięć miesięcy temu cieszyłem się na myśl, że zakończę karierę w Lechu Poznań, a następnie będę w przy Bułgarskiej nadal pracować w innej roli. Najważniejsze, że właśnie w Lechu Poznań - moim klubie, z którym chciałem się związać na wiele następnych lat...

P.S. W pana głosie czuć żal, ale przecież wielu kibiców odebrało pana przymusową wizytę we Wrocławiu jak zbrukanie piłkarskiej świętości. Piotr Reiss, legenda Lecha, usłyszał zarzuty korupcyjne...

Nigdy nie uważałem się za legendę albo „piłkarską świętość”. Takie opinie mogą wydawać tylko kibice. Jeśli spojrzę na media i internautów komentujących na bieżąco wszelkie wydarzenia – to rzeczywiście nie zostawili na mnie suchej nitki. Taka reakcja jednak z ich strony nie jest dla mnie zaskoczeniem. Najtrudniejsze było pierwsze kilkadziesiąt godzin po zatrzymaniu. Siedziałem ponad dwadzieścia godzin w celi i miałem czas na rozmaite przemyślenia. Nie wiedziałem, jak zareaguje 12-letni syn Adrian, rodzina i najbliżsi znajomi. Po prawie dobie oczekiwania zaprowadzono mnie na przesłuchanie. Trwało ono kilka godzin i nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń w moim życiu. Potem wróciłem do Poznania i przede wszystkim zająłem się rodziną.
A jeśli chodzi o kibiców, to gdzieś podświadomie liczyłem na to, że w tych trudnych chwilach mnie nie opuszczą. Zrobiłem przecież sporo dobrego dla Lecha: byłem z niebiesko-białymi w czasach, gdy klub był blisko upadku. W porównaniu do tamtej sytuacji, dzisiejsze czasy jawią się prawie jak luksus. Myślę, że dołożyłem swoją cegiełkę do odbudowy Lecha Poznań.

P.S. Czyli idąc na spacer do centrum Poznania liczył pan, mimo wszystko, na solidarność ze strony kibiców Lecha?

Nie przypuszczałem, że otrzymam aż tak duże wsparcie od mieszkańców Poznania. Ojcowie z synami zatrzymywali mnie na ulicy, życzyli powrotu na Bułgarską i mówili, że są ze mną. Nawet ekspedientki w sklepach, które w większości widziałem pierwszy raz w życiu, wspierały mnie dobrym słowem i zagrzewały do powrotu na boisko. Wsparcie tej rzeszy ludzi, przecież nie tylko kibiców Lecha, pomogło mi wrócić do równowagi. Od jakiegoś czasu współpracuję z dwiema fundacjami charytatywnymi na rzecz dzieci chorych na nowotwór i dawców szpiku. Wśród zapaleńców, którzy na co dzień niosą pomoc najbardziej potrzebującym także mogę liczyć na dobre słowo, bo nie raz udowodniliśmy sobie nawzajem, że nie można ludzi sądzić po tym co donoszą media. Kontynuowałem także spotkania z uczniami i nauczycielami szkół podstawowych, gimnazjów i liceów w Wielkopolsce, którzy nie tylko chcieli poznać „tego Piotra Reissa”, ale przede wszystkim dowiedzieć się więcej o Lechu Poznań. Po wydaniu książki odezwały się też fankluby z całej Wielkopolski i w październiku odbyłem także kilkadziesiąt spotkań z najzagorzalszymi kibicami Kolejorza w całym regionie.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że moim problemem było to, że nie mogłem dotrzeć z moją informacją do kibiców. Od czasu mojego zatrzymania na stronie Lecha nie ukazał się żaden news o mojej sytuacji. To już blisko 10 miesięcy. Dlatego coraz bardziej doceniam fakt, że udało mi się uruchomić stronę www.piotrreiss.pl, gdzie na bieżąco informuję o tym, co się ze mną dzieje. Napisałem też książkę – pierwszą część mojej autobiografii. Nie zrobiłem tego po to by być medialnym - bo lepszego spektaklu medialnego niż ten w lutym już chyba w życiu mieć nie będę. Chcę żeby kibice poznali mnie takiego, jakim jestem a nie takiego jak mnie kreowano w ostatnich miesiącach.

P.S. Od jednego z pana znajomych, spoza Wielkopolski, usłyszałem, że przymusowy pobyt we Wrocławiu tłumaczył pan... taktyką innego oskarżonego w aferze korupcyjnej, który - pogrążając pana - sam chciał się wybielić?

Niestety to jest największy paradoks tej sytuacji, że ludzie różne rzeczy mówią, a ja nie mogę się do tego odnieść. Trudno więc mi też komentować zdanie "znajomego". Ja już się tyle nasłuchałem, że nic mnie nie zaskoczy. Starałem się jak najwięcej opisać w książce, ale o wszystkich szczegółach mówić nie mogę bo mi – póki co – nie wolno. Jedno wiem na pewno: Nie kupiłem, ani nie sprzedałem meczu Lecha. Dlatego cierpliwie i ze spokojem czekam na ewentualną sprawę w Sądzie. Chciałbym, żeby to wszystko skończyło się jak najszybciej.

P.S. Podczas spotkania z kibicami Kolejorza też pan powiedział, że nie sprzedawał meczów. Tymczasem prokurator Jerzy Kasiura twierdzi, że dwa z trzech zarzutów postawionych panu dotyczą przyjęcia korzyści materialnych, a jeden - nakłaniania do ich przyjęcia. Ten ostatni podobno ma związek z meczem Górnik Polkowice - Lech (0:2) z wiosny 2004. Pana zespół miał przegrać w Polkowicach w ramach rewanżu za zwycięstwo nad tamtejszym Górnikiem w Pucharze Polski. Zmianę scenariusza, której miał się się pan nie podporządkować, podobno wymusiła... oferta finansowa Świtu dla Lecha za zwycięstwo w Polkowicach?

To jest właśnie przewaga prokuratury. Oni mogą mówić wszem i wobec o co jestem oskarżony, a ja nie mogę się do słów prokuratora bezpośrednio odnieść. Nie uważa Pan jednak, że w tym co Pan mówi jest pewna sprzeczność? Z Pana słów wynikałoby, że jestem oskarżony o to, że nie przegrałem z Górnikiem Polkowice… Ciekawe…Czas pokaże, kto ma rację oraz jakie są dowody. Jedno jest pewne: prowadzone śledztwa przez prokuraturę wrocławską sprawiają, że "biznes" prawniczy na Dolnym Śląsku kwitnie. Ja tymczasem utwierdzam się w przekonaniu, że nie wszystkim zależy na wyjaśnieniu prawdy o korupcji, ale za to coraz większa grupa ludzi przy okazji tego zjawiska chce zrobić karierę, zaistnieć medialnie lub po prostu załatwić swoje porachunki. Bardzo łatwo jest dziś w Polsce oczernić i publicznie skazać drugiego człowieka. Dotyczy do każdego fragmentu naszego codziennego życia, nie tylko piłki nożnej. Czas pokaże, czy skalałem się korupcją, czy też ktoś chciał, żeby tak medialnie było.  Ja jestem nieustannie gotowy na każde wezwanie prokuratur. Jeśli są zarzuty, to wierzę, że przy dynamicznej pracy prokuratury, uda się je wkrótce zweryfikować i wyjaśnić.
 

P.S. Za chwilę pewnie usłyszę, że o korupcji w polskiej piłce dowiedział się pan z gazet?

Pan żartuje. Pierwszym, który opisał zjawiska o charakterze korupcyjnym w naszej piłce był Piotr Dziurowicz, kiedyś prezes GKS Katowice. I obaj dobrze wiemy, jakie były dalsze losy pana Piotra w polskim futbolu...
W naszej lidze grałem przez wiele lat. Kiedyś remis w spotkaniu wyjazdowym, to był duży sukces drużyny przyjezdnej. Sędziowie przyjeżdżali dzień przed meczem i mieli zapewnioną gościnę gospodarzy. To wszystko było wiadome dla wszystkich. Korupcją jest zarówno sprzedanie meczu za 50 tysięcy złotych, jak i za przysłowiową skrzynkę piwa. Pewnie dlatego śledztwa prowadzone przez prokuraturę wrocławską trwają tak długo.  Przecież w książce opisałem funkcjonowanie piłki nożnej w tamtych latach. Zdarzało się, że przed meczem otrzymywałem telefony z dziwnym propozycjami bądź groźbami. Zdarzało się i po meczu, że komuś nasze zwycięstwo się nie podobało i głośno wyrażał swoją dezaprobatę. Kiedy rozstrzygnie się sprawa moich zarzutów, planuję publicznie przedstawić najdrobniejsze szczegóły dotyczące tych oskarżeń. Najpewniej opiszę je w drugiej części swej autobiografii.
Jest pan rozczarowany, bo liczył, że wyznam, jak sprzedawałem mecze Lecha? Że puszczę wodze fantazji i opowiem coś innego, czego nie powiedziałem w prokuraturze?  Jak czytamy o obecnych skandalach z ustawianiem meczów w lidze tureckiej czy niemieckiej, to okazuje się, że cały świat piłkarski miał różne metody na ustawianie meczów.
Proszę mi jednak wierzyć, że inne instytucje też mają metody jak ustawić, czy też zmiękczyć swoich przeciwników czy klientów. Na przykład, czy normalne jest, że np. obrońca zostawia na sali przesłuchań swojego klienta „sam na sam” z prokuratorami, a ci prokuratorzy już mu mówią kogo i za co ma przepraszać na nadchodzącej za chwilę konferencji prasowej? Myślę, że moim największym "sukcesem" pobytu we Wrocławiu było to, że nie dałem się omamić tej machinie oskarżeń, lecz byłem przez cały czas sobą. Nie było jednak łatwo i myślę, że wielu chłopaków, czując strach w obawie o rodziny mogło zachować się inaczej. Korupcja w "piłce nożnej" jest wielkim problemem, ale czy na pewno największym w naszym kraju? Co więcej wierzy Pan, że inne gry zespołowe są „czyste” i nieskazitelne?
Co jakiś czas słyszymy o różnych dziwnych wydarzeniach związanych z pracą organów ścigania. A to się ktoś przypadkowo śmiertelnie postrzelił w domu, a to ktoś się powiesił w celi…
Piłka jest i będzie najpopularniejszą dyscypliną sportowa w naszym kraju, dlatego służy jako bufor dla wielu innych działań w tle. Czy pamięta może Pan jakie inne ważne wydarzenie odbyło się w momencie mojego zatrzymania? Przypomnę, rozpoczął się najgłośniejszy proces w historii polskiego wojska – sprawa Nangar Khel. Dokładnie przeanalizowałem media i to w tych dniach to jednak Piotr R. był tematem numer 1. Czasami myślę sobie, że być może byłem tylko malutkim pionkiem w wielkiej maszynie Public Relations?

P.S. Dlaczego zatem szefowie Lecha Poznań postanowili nie czekać na wyrok sądu w pana sprawie i najpierw zawiesili Piotra Reissa, a w czerwcu go pożegnali?

Wygląda na to, że po połączeniu Lecha z Amiką byłem – obok Dembiny (Jacka Dembińskiego) oraz Bosego (Bartka Bosackiego) potrzebny po to, by kibice Kolejorza mogli się z nowym klubem utożsamiać. Wiadomo, że moje nazwisko przez kilkanaście lat kojarzone było z Lechem. Nie wszyscy wiedzieli, że Lech gra na licencji Amiki, a klub – ze zrozumiałych względów – nie był skory do nagłaśniania tego faktu.
Z Jackiem Dembińskim szybko się pożegnano, mnie zaczęto odstawiać od składu i gdzieś podskórnie obawiałem się, że jak tylko nadarzy się okazja, jakiś pretekst, to się mnie z Lecha pozbędą.
Trzeciego lutego zostałem zawieszony w prawach zawodnika, w połowie czerwca spotkałem się na kolacji z prezesami: Jackiem Rutkowskim i Andrzejem Kadzińskim. Liczyłem, że przynajmniej rozważą moją ofertę pracy w Lechu, a konkretnych propozycji było kilka. Oni jednak w ogóle nie wzięli tego pod uwagę. Powiedzieli, że mam zarzuty prokuratorskie i to jest jedyny argument, który mnie dyskwalifikuje. I o to, że skazali mnie zanim jeszcze rozpoczęła się sprawa sądowa mam do nich największe pretensje. Wystarczyłoby powiedzieć: Piotr Reiss nie pasuje nam do wizji Lecha Poznań i wszystko byłoby jaśniejsze.

P.S. Wspomniał pan o autobiograficznej książce, której pierwsza część pojawiła się w wielkopolskich księgarniach na początku października. Napisał ją pan, by wybielić się o oczach wątpiących w uczciwość Reissa kibiców Lecha?

Ci co czytali książkę, wiedzą, że tak nie jest. Napisałem ją dla tych ludzi, którzy zawsze mi kibicowali, w tym dla tych dwóch najważniejszych: mojego ojca i mojego syna. Skoro kibice są dziś ze mną, to czuję się odpowiedzialny za to, by opowiedzieć im o swoim życiu, które w znacznej mierze było związane z KKS Lech Poznań. Napisanie książki chodziło mi już przez jakiś czas po głowie, ale zawsze brakowało na to czasu. Od 3 lutego nie mogłem nawet trenować z drużyną, więc czasu miałem dużo więcej. Książka zaczyna się od opisu dnia, kiedy to o godzinie 6.30 do drzwi mojego domu zastukali policjanci by zabrać mnie do Wrocławia. Następnie opisuję całe swoje życie do momentu rozstania z Lechem. Nie brakuje też szczegółów z mojego pobytu w areszcie i całej atmosfery wokół przesłuchań. Czytelnikom podoba się też opis mojej pożegnalnej kolacji, lub też jak niektórzy żartują: wieczerzy, z panami Rutkowskim (właściciel Lecha) i Kadzińskim (Prezes Zarządu Lecha). Książka cieszy się taką popularnością, że trzeba było już dodrukować dodatkowe egzemplarze i co więcej nawet w mediach nie spotkałem słów krytyki dotyczących treści, a o „wybielaniu” pierwszy raz słyszę od Pana.

P.S. A'propos Warty - zdecydował się pan grać w tym klubie z przekory wobec szefów Lecha, czy może ze względu na... niezbyt duże oszczędności?

Póki co mam z czego żyć, bo pieniądze nigdy nie przepływały mi między palcami. Ofertę gry w Warcie złożył mi jeden ze sponsorów tego klubu, wcześniej człowiek, który "ratował" Lecha w trudnych czasach - Janusz Urbaniak. To dzięki właśnie takim ludziom Lech jest na takim etapie rozwoju. Umowę, ważną do 30 czerwca przyszłego roku, podpisałem 19 lipca, czyli raptem dwa tygodnie przed rozpoczęciem I-ligowego sezonu 2009/10.
 
Bardzo chciałem, by kibice zapamiętali mnie jako piłkarza a nie jako faceta z telewizji z czarną opaską na oczach. Patrząc na to jak ciepłe przyjęcie gotują mi za każdym razem młodzi adepci piłki nożnej, chcę także promować moją ukochaną dyscyplinę sportu wśród młodzieży. To wszystko umożliwia mi obecnie Warta Poznań. A fakt, że w roku kiedy odbędą się w Polsce Mistrzostwa Europy (2012), Warta będzie obchodziła 100-lecie swojego istnienia, stanowi dodatkowy smaczek w mojej grze dla tego klubu. Nie zamierzam bowiem szybko zawieszać butów na kołku…

P.S. Jesienią strzelił pan 11 goli, zajmując drugie miejsce na liście najskuteczniejszych strzelców I ligi. Pana partnerem w ataku Warty był Marcin Klatt, którego ojciec też musiał przymusowo odwiedzić Wrocław. Zespół prowadził trener Bogusław Baniak - w środowisku piłkarskim żartobliwie nazywany "świadkiem koronnym" wrocławskiej prokuratury. Ludziom po przejściach w grupie łatwiej jest podnieść się z kolan?

Nie podoba mi się takie stawianie sprawy bo insynuuje, że w Warcie znajduje się miejsce dla osób, które mają coś na sumieniu. Proszę dobrze rozejrzeć się po innych klubach i zobaczyć ilu zawodników, którzy odwiedzili Wrocław biega dzisiaj po boiskach ekstraklasy i to w czołowych zespołach... Czy na tej podstawie można wyciągać jakieś wnioski? Dlaczego łączy Pan dobrą grę Marcina Klatka z wizytą jego ojca w Prokuraturze? A jeśli chodzi o trenera Baniaka, mówimy panie trenerze, a nie „panie świadku koronny”.
 
Jeśli chodzi o moją formę strzelecką, to rzeczywiście idzie ona non stop w górę i mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Mam nadzieję, że moja gra przyczyni się do odbudowy potęgi profesjonalnej piłki nożnej w Wielkopolsce, która kiedyś miała w ekstraklasie oprócz Lecha także: Wartę, Olimpię, Amicę czy Dyskobolię Groclin. A jak jest dzisiaj – każdy widzi. Uważam, że w ekstraklasie spokojnie znalazłoby się miejsce dla dwóch zespołów np. dla Lecha, który dzisiaj swoją potęgę buduje w oparciu o klasowość piłkarzy niezależnie od ich pochodzenia oraz dla klubu typu Warta Poznań, który – po części z finansowej konieczności – buduje swój skład na młodych chłopakach z Wielkopolski.

Warta rzeczywiście jest specyficznym klubem, w którym panuje atmosfera jak w rodzinie. Działacze i trenerzy Warty okazali mi wiele cierpliwości, bo przecież początkowo w ogóle nie byłem przygotowany do gry na takim poziomie. Wprawdzie pierwszą bramkę zdobyłem już w 3. kolejce, ale dopiero od połowy rundy jesiennej wytrzymywałem na boisku 90 minut. Sam, po treningach nadrabiałem braki fizyczne.
Na koniec chciałbym podkreślić rzecz, która mnie napawa prawdziwą wiarą i dumą: między kibicami Lecha i Warty nigdy nie było wrogości. To rzadkość, kiedy dwa kluby grają w jednym mieście a ich sympatycy siebie tolerują. Od kiedy pojawiłem się na Dolnej Wildzie, na mecze zaczęło przychodzić więcej widzów. To z kolei miało wpływ na pojawienie się nowych sponsorów w Warcie. Wygląda więc na to, że decyzja o grze w tym klubie była dla wszystkich strzałem w dziesiątkę. I rana w sercu po pożegnaniu z działaczami Lecha już prawie mi się zabliźniła…

 
Rozmawiał
Dariusz Łuszczyna

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".