Strona główna » Dla kibiców » Książka

01-07-2013

Sędzia z „klasą”

 Chociaż na boisku jestem raczej cholerykiem, to relacje z piłkarskimi sędziami miałem zazwyczaj poprawne. I chociaż w emocjach towarzyszących walce używałem czasem mocnych słów, to nigdy nie były one bardziej wulgarne niż „przeciętna meczowa”. 

Po meczach potrafiłem podziękować arbitrowi za spotkanie, nawet gdy miał „słaby dzień”. Czasem, gdy sędziowie najwyraźniej nas krzywdzili, powiedziałem, co o takim postępowaniu sądzę, ale zawsze po meczu. Wzajemny szacunek na boisku ułatwia współpracę, dlatego starałem się raczej nie przekraczać wyznaczonych piłkarskim kodeksem granic. Chyba żaden sędzia, z którym na boisku współpracowałem, nie ma do mnie jakichś szczególnych pretensji. Nawet z sędzią Stanisławem Żyjewskim, przy okazji któregoś z meczów, podaliśmy sobie ręce, zamykając w ten sposób rozdział konfliktów między nami. Myślę, że każdy uczestnik zawodów sportowych rozumie, iż wiążą się one z wielkimi emocjami. Tym bardziej że grając przez tyle lat w Lechu, często na boisku czułem się jak grający kibic, a to jeszcze bardziej podkręca emocje i „zagrzewa głowę”. Piłkarzy tak silnie emocjonalnie uzależnionych od futbolu, którzy od dziecka byli fanami jednego klubu, jest już prawdopodobnie niewielu.

Zawsze chciałem wygrywać i nie zawsze byłem skłonny bezwarunkowo aprobować decyzje sędziów. Nie pamiętam jednak, żebym w meczach jakoś szczególnie pozwolił sobie na ich krytykę. Często po meczu udzielałem wywiadów, jednak jeśli już stałem przed kamerą, starałem się, jak mogłem i umiałem, opanować emocje i wyważyć opinie. Nie było to zadanie łatwe.
 
Przypominam sobie mecz w Kielcach z Koroną, kiedy przed spotkaniem paraliżowała nas obawa, by sędzia nas nie „wykartkował”. Czekały nas przecież jeszcze bardzo ważne mecze. Sędzia jednak sprawiał wrażenie, jakby polował na tych zawodników, którzy byli niewygodni naszym późniejszym rywalom. Doszło wtedy do nieprzyjemnej sytuacji między mną a arbitrem. Po meczu chlapnąłem coś do dziennikarzy, oceniając jego pracę w tym meczu bardzo negatywnie. Gdy spotkaliśmy się przy okazji innego meczu na Bułgarskiej, sędzia zaprosił mnie przed meczem do pokoju, gdzie wyjaśniliśmy sobie kilka spraw i wzajemnie przeprosiliśmy. On zrozumiał moje emocje i starał się do nich podejść z dystansem. To była sytuacja niezwykle oczyszczająca i bardzo potrzebna przed meczem, który za chwilę mieliśmy rozegrać. Tym arbitrem był Tomasz Mikulski z Lublina.

Korzystając z tej strony, wyrażasz automatycznie zgodę na zapis lub wykorzystanie plików cookie. Twoja przeglądarka internetowa umożliwia Ci zarządzanie ustawieniami tych plików. Jeśli nie chcesz, by ta informacja wyświetliła się ponownie, kliknij "zgadzam się".