12-01-2010
Tajemnice Marsylii
W powszechnej opinii najlepsze spotkanie poprzedniej dekady „Kolejorz” rozegrał jesienią 1990 roku, kiedy na swoim stadionie pokonał francuski Olympique Marsylia 3:2.
Miałem wtedy 18 lat i nie mogło mnie zabraknąć na pierwszym meczu tych drużyn na Bułgarskiej. Pamiętam, że sytuację na boisku śledziłem, stojąc na łuku w sektorze 12. Mecz był doskonały. Kibice szaleli z radości, bo Lech wygrał 3:2 z bardzo silnym zespołem w składzie z Jean-Pierre Papinem na czele. Właścicielem i głównym decydentem francuskiego klubu był znany wtedy w całej Europie multimilioner Bernard Tapie. W tym pamiętnym meczu grał też Anglik Chris Waddle, jeden z najlepszych zawodników, jakich widziałem i mogłem podziwiać na Bułgarskiej. Kibicowałem zawsze zawodnikom stricte technicznym. Jednak ten piłkarz wymykał się rutynowej klasyfikacji. Był nie tylko świetny pod względem techniki, ale także – jak na „technika” – wyjątkowo wysoki i znakomicie zbudowany. Chociaż dobrych zawodników widziałem już sporo na meczach z Athletic Bilbao i Barceloną, nie mogłem wprost oderwać od niego oczu, taki miał „ciąg” na bramkę. Z opowiadań wiem, że na mecz rewanżowy ówczesny trener Lecha – Jerzy Kopa, pojechał do Marsylii nieco wcześniej niż cały zespół. Prawdopodobnie celem wyjazdu było sprawdzenie hotelu, w którym miał się zatrzymać zespół. Mecz w Marsylii do dzisiaj osnuty jest mgłą tajemnicy i kojarzy się z serią dziwnych zdarzeń. Kto inny miał grać, a kto inny grał, zawodnicy się pochorowali i w rezultacie spotkanie zakończyło się wysoką porażką Lecha 1:6. O meczu chciano jak najszybciej zapomnieć, ale sprzęt Adidasa przywieziony z Francji służył Lechowi przez długie lata…
Książka
01-07-2013 Sędzia z „klasą”
01-06-2013 Transfery
01-04-2013 Trener – jak ojciec, chyba że... Smuda
01-02-2013 Ten puchar jest nasz.
01-01-2013 Na emigracji.